Około pół roku temu, po przeżyciach związanych ze zmianą pracy, zaczęłam odczuwać ból i pieczenie na wargach sromowych. Próbowałam stosować różne preparaty do smarowania sromu dostępne bez recepty. Zmieniłam płyn do higieny intymnej na inny. Wszystko to nie przyniosło jednak efektu.

Ból i pieczenie nasilały się. Nie mogłam spać w nocy. Udałam się do ginekologa, który stwierdził zapalenie sromu. Przepisał maść na 2 tygodnie. Dolegliwości jednak ani trochę nie zmniejszyły się. Poszłam więc do innego ginekologa. Zalecił doustny lek przeciwgrzybiczy na kilka dni. Znowu nie było poprawy po leczeniu. Zmieniłam ginekologa na kolejnego. Pobrał wymaz z pochwy. Wykonałam też badania moczu i krwi. Badania jednak nic nie wykazały. Lekarz zalecił stosowanie kwasu hialuronowego w kremie do smarowania warg sromowych. Efekt jednak był odwrotny, pieczenie nasiliło się.

Byłam załamana. Nie mogłam skupić się w pracy. Moje samopoczucie pogorszyło się. Zaczęłam unikać kontaktów seksualnych z partnerem. Był na mnie zły. Czułam, że się od siebie oddalamy.

W końcu trafiłam do pani doktor. Długo zbierała wywiad. Zbadała mnie ginekologicznie, dotykając sromu specjalnymi patyczkami. Trochę bolało. Byłam bardzo spięta w trakcie badania. W końcu stwierdziła, że cierpię na wulwodynię.

Dostałam zalecenie całkowitego odstawienia płynów do higieny intymnej, miałam się myć samą wodą. Musiałam zmienić bieliznę na białą i bawełnianą, bez koronek. I co najważniejsze, musiałam rozpocząć fizjoterapię mięśni dna miednicy.

Trafiłam na przemiłą fizjoterapeutkę uroginekologiczną. Terapia trwała około 2 miesiące. Nauczyłam się rozluźniać mięśnie miednicy. Pieczenie i ból stopniowo ustępowały. Zaczęłam ponownie współżyć z partnerem. Po trzech miesiącach czułam się zupełnie wyleczona.

Po czterech miesiącach zaszłam w upragniona ciążę … bliźniaczą. Jestem bardzo szczęśliwa, że trafiłam na właściwego lekarza i pozbyłam się wulwodynii!